#3 Cztery wcielenia hrabiego Drakuli

Nie ma wampira nad Drakulę! Postać z opublikowanej w 1987 roku przez Brama Stokera powieści grozy zrobiła zawrotną karierę. Z kilkunastu ekranizacji i kilkudziesięciu innych filmów, które odnoszą się do najsłynniejszego wampira w dziejach, warto na początek zaznajomić się z trzema.  A potem poświęcić czas na najnowszą wersję od BBC i ocenić ją z innej, bo z szerszej perspektywy.

I. „Dracula”, 1992, USA, reż. Francis Ford Coppola

Kiedy za ekranizację bierze się wielki mistrz kina, autor takich filmowych arcydzieł jak Czas apokalipsy i Ojciec Chrzestny, to musi powstać coś wyjątkowego. Zwłaszcza, jeśli udaje się zebrać wymarzoną wręcz ekipę. Wystarczy choćby zerknąć na obsadę: Gary Oldman (hrabia Drakula), Winona Ryder (Mina Murray), Keanu Reeves (Jonathan Harker), Anthony Hopkins (Van Helsing)… Choć najwspanialszy jest właśnie on, wampir. Oldman (znacie go chociażby z roli Syriusza Blacka) daje tu prawdziwy popis aktorskiego kunsztu, niuansując postać Drakuli jak nikt przed nim.

Film z 1992 roku to stosunkowo wierna adaptacja powieści Stokera, bo zawiera wszystkie główne wątki i postaci. Coppola wprowadza jednak – znakomite zresztą – rozszerzenie wątku melodramatycznego. Zazwyczaj przeszłość Drakuli była pomijana lub bagatelizowana w adaptacjach i jedynie szczątkowo napomknięta. W tym zaś wydaniu odgrywa kluczową rolę. W pierwszych scenach poznajemy zatem losy księcia Vlada, władcy Wołoszczyzny, który w pechowych i dramatycznych okolicznościach traci swoją ukochaną Elżbietę. Nie mogąc znieść tej straty przeklina świat i staje się wampirem. Po wiekach Drakula odnajduje w Minie, narzeczonej Harkera, wcielenie utraconej ukochanej (podtytuł z plakatu, Love never dies, nie jest tylko sloganem). A że sam Bram Stoker inspirował się przy pisaniu powieści historią Wlada Palownika, okrutnego władcy średniowiecznej Wołoszczyzny, wszystko ładnie do siebie pasuje.

Ten prosty zabieg fabularny czyni wątek miłosny bardziej dramatycznym, a samą postać wampira głębszą – w  tym wydaniu główny bohater przeraża i budzi litość jednocześnie. Widz raz pragnie wbić mu kołek w pierś, raz doskonale rozumie jego pobudki i utożsamia się z nim. Drakula w kreacji Oldmana jest wielowymiarowy – gniewny i dumny despota, znudzony wiecznym życiem upiór, potwór (w pewnym momencie bardzo dosłownie), ale i łaknący miłości (jak krwi) romantyk.

Znakomita scenografia (nominacja do Oscara) oraz kostiumy i charakteryzacja (tu film zgarnął dwie statuetki) odgrywają olbrzymią rolę i niosą z sobą wiele niuansów. Wszystko to planowo nieco teatralne, przesadne, może wręcz kiczowate, ale pasujące do konwencji. Do tego te inscenizacyjne pomysły, jak ożywające cienie w zamku wampira. Cudo!

Bardzo zajmująco i erudycyjnie o różnych inspiracjach Coppoli i wizualnych efektach w Draculi pisze Jan Dąbrowski. I nawet jeśli już widzieliście film, to lektura tego artykułu może otworzyć Wam oczy na nowe, ciekawa wątki.

Należy też pamiętać o wybitnej ścieżce dźwiękowej, skomponowanej przez naszego rodaka, śp. Wojciecha Kilara. Wspominałem kiedyś przy okazji prelekcji o J.R.R. Tolkienie, że tematy muzyczne do Draculi tak bardzo spodobały się Peterowi Jacksonowi, iż ten zamarzył sobie, aby muzykę do Władcy Pierścieni skomponował właśnie Kilar. Cóż, nie udało się ostatecznie, choć rozmowy były w zaawansowanym stadium.

Powstała też bardzo dobra adaptacja komiksowa filmu Coppoli z rysunkami „ojca” Hellboya, Mike’a Mignoli. I trzeba przyznać, że autorzy wykonali swoją robotę znakomicie. W Polsce ukazał się wersja z czarno-białymi ilustracjami. Warto przeczytać! Młody Mignola jest tutaj w formie, a dzięki jego oszczędnej, mrocznej kresce, całość nabiera odpowiedniego charakteru. Komiks mam w swoich zbiorach, więc chętnie pożyczę zainteresowanym w lepszych czasach 😉

Draculę Francisa Forda Coppoli zobaczycie na Netfliksie.

II. „Nosferatu Wampir”, 1979, RFN/Francja, reż. Werner Herzog

Werner Herzog to kolejny wybitny reżyser, który postanowił zmierzyć się z postacią najsławniejszego krwiopijcy. Jego Nosferatu z 1979 roku nawiązuje wprost do klasycznego obrazu z 1922 roku (Nosferatu – symfonia grozy), którym reżyser był zafascynowany. O tym filmie wspominałem w jednym z poprzednich wpisów. Co prawda u Herzoga zmianie nie ulegają personalia postaci, jak to miało miejsce w przypadku pierwowzoru (prawa autorskie w tym czasie już wygasły), ale miejsce akcji i drobne szczegóły już tak. Właściwie wypadałoby mówić nie o adaptacji, a filmie na motywach powieści.

Nie jest to może wersja tak efektowna, jak ta z 1992 roku (nie ten rozmach, nie te efekty specjalne), ale dla wielu kultowa i wyjątkowa. Ma także swoje niezaprzeczalne atuty. Najważniejszym jest fenomenalny Klaus Kinski w roli tytułowej (aktor jest Niemcem urodzonym przed wojną w Sopocie). W tym wydaniu Drakula nie ma w sobie nic z przystojnego arystokraty. Jest z wyglądu odpychający, a swej upiorności nie stara się ukryć. Jednocześnie pod straszliwą powłoką chowa się tragiczna postać, która chciałaby kochać, a nie potrafi. Hrabia z filmu Herzoga emanuje cierpieniem i przez to staje się na swój sposób ludzki. Może najbardziej ludzki ze wszystkich znanych nam wydań.

I jak cudownie Kinski snuje się po swym zamczysku, jak uroczo rozcapierza szponiaste dłonie, jaki smutek kryje się w jego oczach! A gdy wbija swe zęby w łabędzią szyję pięknej Isabelle Adjani, to czuć rozkosz, jakiej doświadcza i zarazem jego wstręt względem siebie… Inna sprawa, że sam Kinski był genialnym aktorem, ale trudnym człowiekiem, z wieloma mrocznymi kartami w życiorysie.

Godna polecenia jest też muzyka. Stworzył ją na potrzeby tego obrazu niemiecki zespół Popol Vuh. Muzycy współpracowali zresztą z Herzogiem przy paru innych jego filmach. Ten motyw przewodni z filmu jest rzeczywiście niesamowity, przeszywający w swej prostocie. Jakaś ponura sesja do Wampira: Maskarady? Doskonale się nada.

Film znajdziecie na CDA.pl

III. „Dracula”, 1931, USA, reż. Tod Browning i Karl Freund

Klasyczna wersja z 1931 roku wciąż ma oddanych fanów. Przez swoją staroświeckość zyskuje po latach, jako całkiem przyjemna ramotka, pokaz tego, jak to się dawniej robiło horrory. To ponure zamczysko na tle wymalowanych na płótnie gór, te girlandy pajęczyn, przez które przenika hrabia. No i sztuczne, hasające z pomocą sznurka nietoperze… Jest klimat!

Najważniejszy jest jednak On! Maestro Bela Lugosi. Jeśli ktoś przebierał i przebiera się dziś na Halloween lub bal maskowy za wampira, to nawiązuje zazwyczaj do wykreowanego na potrzeby tego właśnie filmu wizerunku. Tutaj Drakula jest eleganckim dżentelmenem, z przygładzonymi i zaczesanymi do tyłu włosami, gustowną peleryną i śnieżnobiała koszulą, na której nigdy nie znać śladów krwi. I oczywiście mówi po angielsku z charakterystycznym twardym akcentem i zmysłowym errr… Choć jego demoniczność ujawnia się na wielu płaszczyznach, to jednak nigdy Drakula nie zapomina o hrabiowskich manierach.

Bela Lugosi to zresztą postać fascynująca. Jego życie obrosło licznymi legendami i nic nie jest pewne tak do końca. Naprawdę nazywał się Béla Ferenc Dezső Blaskó. Był z pochodzenia Węgrem. Urodził się w 1882 w mieście Lugos, leżącym na południe od… Transylwanii. Zagrał w kilkudziesięciu filmach grozy, stając się postacią kultową. Zmarł w 1956. Zgodnie z własnym życzeniem pochowano go w pelerynie, w której wystąpił w Draculi. Choć to nie musi być akurat prawda…

Film znajdziecie na CDA.pl albo w wersji oryginalnej na Vimeo.

W 1979 ojcowie rocka gotyckiego, zespół Bauhaus, wypuścili pierwszy singiel, w którym oddawali hołd Lugosiemu. Ta wampiryczna piosenka ma jeszcze jeden fantastyczny kontekst. Zespół wykonywał ją w początkowych scenach do filmu Zagadka Nieśmiertelności (ang. The Hunger) z 1983, również niezwykle interesującym obrazie o nieumarłych.

White on white translucent black capes
Back on the rack
Bela Lugosi’s dead
The bats have left the bell tower
The victims have been bled
Red velvet lines the black box
Bela Lugosi’s dead
Undead undead undead
The virginal brides file past his tomb
Strewn with time’s dead flowers
Bereft in deathly bloom
Alone in a darkened room
The count
Bela Logosi’s dead
Undead undead undead

Zanim przejdziemy to ostatniego aktu, proponuję zwrócić uwagę na niuanse.

Chociaż powieść Brama Stokera trochę się już zestarzała (lub jak kto woli – pokryła się szlachetną patyną), to jednak jej pierwsze rozdziały, w których Harker udaje się w podróż do transylwańskiego zamku hrabiego i w końcu konfrontuje się twarzą w twarz z legendami o nim, to mistrzostwo budowania nastroju grozy. W oryginale młody bohater, goszcząc u Drakuli, zacina się przy goleniu (tak też zainscenizował tę scenę Coppola), ale często w różnego typu adaptacjach „pierwsza krew” pojawia się przy kolacji. Uwielbiam tę scenę. Jest kluczowa dla ukazania natury najsłynniejszego spośród krwiopijców. Niby drobna rzecz, szczegół, a jak różnorodnie wyreżyserowany, zagrany, zainscenizowany.

IV. „Dracula”, 2020, Wielka Brytania, reż. Mark Gatiss, Steven Moffat

Widzieliście już najnowszy film na wątkach z Draculi Brama Stokera? Warto. Nie dlatego, że trzyczęściowy film (serial) od BBC (dostępny na Netfliksie) to dzieło w pełni udane, ale… przynajmniej śmiałe. I ciekawe, zwłaszcza jeśli zna się poprzednie, ikoniczne wersje, bo jego twórcy bawią się pewnymi nawiązaniami. A przecież przy tak wielu ekranizacjach, jakie mamy, musieli zaproponować coś nowatorskiego. I zaproponowali. Czym im wyszło? Cóż, odpowiedź nie jest jednoznaczna. Autorzy z jednej strony sięgają po bardzo klasyczne wątki fabularne i prowadzą je „po bożemu” (wizyta Harkera w transylwańskim zamku Drakuli), lub rozwijają w interesujący sposób to, co w książce i innych ekranizacjach jest okryte tajemnicą (perypetie załogi statku, który zmierza do Anglii). Z drugiej, serwują całkiem nowe rozwiązania (postać Van Helsinga, przeniesienie części akcji w przyszłość). Może to kontrowersyjne, ale… Mimo wszystko brawa za odwagę!

Jedno jest pewne. Claes Bang jest w roli Drakuli znakomity! Czerpie z klasyki, a jednocześnie proponuje coś świeżego. Dżentelmen i potwór, inteligent i romantyk – a wszystko to jednocześnie. Po raz kolejny dało się powiedzieć o transylwańskim arystokracie coś nowego. Czy rola ta będzie wymieniana jednym tchem obok ról Oldmana, Kinskiego i Lugosiego? Czas pokaże. Mamy przecież na to setki nieumarłych lat…

Nie może też zapomnieć o Christopherze Lee (tak, tym, który zagrał Sarumana) i filmie z 1958.

I pewnie o paru jeszcze innych, ale od czegoś trzeba zacząć…

I to byłby…

ale na koniec, dla rozluźnienia po seansach grozy…

Jest jeszcze jedno wcielenie hrabiego, które uwielbiam. To jedna z moich ulubionych kreskówek z dzieciństwa. Hrabia Kaczula, wampir (o zgrozo!) jarosz, który wraz z plejadą zabawnych postaci (kamerdyner Igor, obdarzona super siłą Niania i doktor Von Goosewing, pogromca wampirów) miewa mrożące krew w żyłach przygody. Klasyk. Odcinki do wygrzebania na YouTubie.

Lachu

Poprzednie wpisy:

#2 Flash Gordon, najsłynniejszy futbolista galaktyki

#1: Co oglądał fan fantastyki sto lat temu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.