#6 Science-fiction po polsku – dystopie Piotra Szulkina

Piotr Szulkin (ur. 26 kwietnia 1950, zm. 3 sierpnia 2018 roku), reżyser, scenarzysta, pisarz, plastyk, nauczyciel akademicki.  W latach 1979 – 1985 nakręcił cztery filmy, w których w oryginalny sposób wykorzystał klasyczne dla science-fiction tematy, by ukazać pod płaszczykiem antyutopijnej satyry głębsze przemyślenia o duchowej kondycji człowieka i czyhających na niego społecznych opresjach.

Historia więźnia zesłanego na obcą planetę, gdzie przestępców traktuje się jak bohaterów.

Rzut okiem na społeczność post-apokaliptycznych niedobitków, zamkniętych w wielkim schronie i wyczekujących legendarnego statku kosmicznego, który ma ich uratować.

Medialna propaganda w dobie najazdu Marsjan.

Perypetie sztucznie stworzonego człowieka, który próbuje dociec prawdy o sobie i świecie.

Brzmi ciekawie? I jest w rzeczy samej! Przede wszystkim dlatego, że Szulkin był twórcą oryginalnym, kręcącym filmy „po swojemu”, nie oglądając się na nikogo.

A żeby nie było, że tylko o filmach, to do każdego seansu polecam lekturę uzupełniającą.

Przegląd filmów reżysera zaczniemy od końca…


Ga-Ga, chwała bohaterom, 1985 r

Trochę to czarna komedia, trochę parodia science-fiction, przede wszystkim zaś satyra społeczna. W świecie przyszłości więźniowie są wykorzystywani do propagandowego podboju kosmosu i wysyłani na obce planety, by je zasiedlić – najważniejsze jest wbicie chorągiewki na „nowym lądzie” i symboliczne objęcia świata we władanie, drugorzędne zaś to, co stanie się z kolonistą później.

Scope (Daniele Olbrychski) zostaje zesłany na planetę Australia-458, zamieszkaną przez społeczność, która wyczekuje takich jak on gości. Więzień traktowany jest przez mieszkańców globu niczym bohater, a o jego wygody dba specjalnie delegowany urzędnik (niezwykle zabawny w tej roli Jerzy Stuhr), który zapewnia wikt, pieniądze, prostytutki i czego dusza zapragnie. Przybysz zakochuje się w młodej damie do towarzystwa imieniem Once (urocza w tej roli Kasia Figura). Szybko też odkrywa, że za tą uprzejmością kryją się prawdziwe intencje, bo na każdego z bohaterów czeka…

Fajny klimat. Scenografia i lokacje mocno krindżowe, ale to dodaje filmowi uroku (podły bar przypomina skrzyżowanie tych z Łowcy Androidów i Mechanicznej Pomarańczy z domieszką peerelowskiego sznytu). Dialogi bywają tu kąśliwe, a całość jest z jednej strony zabawna, a z drugiej skłania do zadumy.

Lektura nieobowiązkowa #1

Oglądając Ga, Ga: chwała bohaterom od razu miałem pewne skojarzenia z Planetą Zła Roberta Sheckleya. Autor był przede wszystkim mistrzem krótkiej formy i jego zbiory opowiadań z lat 50. i 60., pełne dowcipu i śmiałych pomysłów, to jedne z najlepszych rzeczy ze złotej ery sci-fi (i te są warta szczególnego polecenia). Ale Sheckley ma na koncie także wiele powieści. Opublikowana w 1960 roku Planeta Zła opowiada o kosmicznej kolonii, dokąd zsyła się największych złoczyńców i gdzie rządzi zbrodnia. Główny bohater, Will Barent – podobnie jak nasz Scope – zupełnie nie pasuje do panujących na obcej planecie zwyczajów.


O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji, 1984 r.

Miałem poważne wątpliwości, czy film post-apo nakręcony w PRL-u może mieć wciąż coś do zaoferowania (no dobra, mamy znakomitą Seksmisję), ale O-bi, oba: Koniec cywilizacji to bardzo udana wariacja na temat życia po zagładzie. Po nuklearnej wojnie, który zniszczyła Ziemię i zdziesiątkowała jej mieszkańców, społeczność niedobitków zamyka się w ogromnym bunkrze, chroniącym od zgubnego promieniowania. Zamieszkujący kolonię ludzie zaczynają wierzyć w mit o Arce, statku kosmicznym, który w niedalekiej przyszłości ma pojawić się i ich uratować.

Opowieść o Arce jest zmyślona przez rządzących, aby dać ludziom jakąś nadzieję, a potem przez władzę dementowana, gdy zaczyna żyć własnym życiem i zmieniać się w kult. Główny bohater, Soft (Jerzy Stuhr), nadzoruje konserwacje zrujnowanego budynku bunkra. Okazuje się, że nad społecznością ciąży widmo zagłady – kopuła, która chroni od nuklearnego skażenia, zaczyna pękać…

Przygnębiający klimat, świetna scenografia, galeria interesujących, walczących o przeżycie postaci – to największe atuty tego filmu. Podobnie jak metaforyczne zakończenie.

Lektura nieobowiązkowa #2

Fabuła filmu luźno skojarzyła mi się z pewnym dłuższym opowiadaniem arcymistrza science-fiction, Philipa K. Dicka, pt. Odmiana druga (lub Wariant Drugi, w zależności od tłumaczenia), które czytałem dawno temu, i które zrobiło na mnie spore wrażenie. Postanowiłem je sobie przypomnieć i stwierdzam, że pomimo niemal 70-letniej metryki, tekst wciąż się broni. Tam też jest bunkier i świat po wyniszczającej wojnie. Nie ma co prawda Arki, ale są wszystkie paranoje Dicka we wczesnym stadium, w tym ta najważniejsza w jego twórczości – problem połapania się w regułach rzeczywistości. Nowelę znajdziecie w antologii Philip K. Dick Opowiadania najlepsze, wyd. Rebis (takowe posiadam, chętnie pożyczę), albo w nowszym wydaniu „rebisowym” w tomie pt. Wariant drugi właśnie.


Wojna światów – następne stulecie, 1981 r.

Piotr Szulkin oddaje w tym filmie hołd klasycznej powieści fantastycznonaukowej, Wojnie Światów Herberta Georga Wellsa, a także jej słynnej adaptacji radiowej z 1938 roku, którą przygotował Orson Welles dla stacji CBS. Nie ma tu jednak jakichś bezpośrednich nawiązań. Są za to Marsjanie. Przybywają na Ziemię w 2000 roku i narzucają swoją władzę ludziom, stając się krwiopijcami – w przenośni, a nawet dosłownie. Społeczeństwu te uzurpatorskie rządy nie przeszkadzają jednak, bo masy otumanione są przez wszechwładną telewizję, która sączy ludziom do uszu propagandowe hasła, zaciemniając obraz rzeczywistości.

Główny bohater, Iron Idem (Roman Wilhelmi) jest popularnym prezenterem telewizyjnym i medialną twarzą reżimu. Pewne wypadki sprawią, że dziennikarz zacznie się zastanawiać głębiej nad swoją rolą w systemie i sprzeciwi się władzy…

I znowu połączenie przaśnej rzeczywistości PRL z kiczowatą scenografią może komuś wydać się zabawne, albo przejrzałe, ale biorąc pod uwagę, jak ukazano w tym filmie bierność ludzi względem informacji medialnych i łatwość mas w poddawaniu się manipulacjom, to śmiech się kończy. Świat za naszym oknem A.D. 2020 nie różni się tak bardzo od tego po lądowaniu Marsjan

Lektura nieobowiązkowa #3

Najprościej byłoby polecić najbardziej znaną powieść Herberta Georga Wellsa, co też czynię. Tak w ogóle książka jednego z ojców sci-fi, choć napisana w 1898 roku, ma niezwykle aktualne zakończenie do obecnej sytuacji na świecie (nie będę jednak spojlerował). Ale żeby było ciekawiej, to zachęcam Was do zapoznania się z antologią opowiadań Echa Wojny Światów, która ukazała się w drugiej połowie lat 90. także i w Polsce (wydał ją u nas Prószyński i S-ka). Plejada świetnych anglosaskich autorów science-fiction wciela się w niej w znane postaci z późnej epoki wiktoriańskiej i relacjonuje z ich perspektywy inwazję Marsjan. A zatem przemawiają do nas z pomocą pióra m.in. Theodor Roosevelt, Albert Einstein, H.P. Lovecraft albo Joseph Conrad. Bardzo to zajmująca lektura i dowód na to, że klasyczne dzieła fantastyki naukowej wciąż potrafią rozpalać wyobraźnię twórców.


Golem, 1979 r.

Pierwszy z fantastycznych filmów Szulkina (i jego pełnometrażowy debiut) nawiązuje do starej żydowskiej legendy o Golemie, istoty stworzonej z gliny i pozbawionej duszy, która miała być obrońcą. Reżyser bawi się tą koncepcją, umieszczając akcję w świecie przyszłości po zagładzie. Tzw. Doktorzy ulepszają w nim ludzi, chcąc stworzyć doskonałą rasę w służbie totalitarnego systemu. Prototypem takiej istoty jest Pernat, główny bohater filmu, grany przez Marka Walczewskiego. „Golem” zaczyna się buntować przeciwko zastanej rzeczywistości i odkrywać jej ułudę. A przy okazję spotyka plejadę osobliwych postaci.

Film ma swój klimat, choć najmniej w nim elementów sci-fi. Niemniej obraz podobał się w swoich czasach, otrzymując nagrody na prestiżowych festiwalach filmów fantastycznych w Madrycie i Trieście. Pojawia się tutaj motyw, który Piotr Szulkin będzie rozwijał w kolejnych filmach – opresyjny system społeczny i jednostka walczącą o swoją podmiotowość. Do dziś tajemniczy, dziwaczny klimat filmu może wciągnąć widza.

Lektura nieobowiązkowa #4

…a klimat ten czerpie film z książki, będącej dla niej źródłem inspiracji. Nie będę za bardzo oryginalny i nawiążę do tego samego dzieła, do którego odwołuje się Piotr Szulkin, a mianowicie Golema, Gustava Meyrinka. Powieść ekspresjonistyczna z 1915, na pograniczu groteski i grozy, do polecenia dla miłośników weird fiction i dla tych, którzy zakochali się w Pradze. W jej mrocznych zaułkach rozgrywa się akcja. Niedawno Golem Meyrinka został wznowiony przez specjalizujące się w klasyce horroru wydawnictwo Vesper.

Zostawiam Was zatem z filmami Piotra Szulkina – można je zobaczyć w dobrej jakości na YouTubie (linki są w tekście). Ostrzegam, że nie każdego ich estetyka zauroczy, ale ja wiem, że powrócę do tych obrazów kiedyś raz jeszcze. Może w bardziej optymistycznych czasach…

Pozdrawiam.

Lachu

poprzednie wpisy:

#5 Idźcie do lasu… Sherwood

#4 Wybrane ekranizacje dzieł Stanisława Lema – część I: “Bratnie narody podbijają kosmos!”

#3 Cztery wcielenia hrabiego Drakuli

#2 Flash Gordon, najsłynniejszy futbolista galaktyki

#1: Co oglądał fan fantastyki sto lat temu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.